Homilia Kard. Stefana Wyszyńskiego z 22.09.1980 r. — wmurowanie kamienia węgielnego pod świątynię
PODWÓJNE BUDOWANIE DOMU BOŻEGO
[Warszawa, parafia Świętego Franciszka, 22 września 1980]
Gdy w tej chwili poświęcamy kamień węgielny pod budowę kościoła pod wezwaniem waszego Patrona – świętego Franciszka, i gdy wielokrotnie wymawiamy jego imię, przypomina mi się pewne zdarzenie z roku 1957. Podczas mojego pobytu w Rzymie zgłosił się do mnie nauczyciel z niewielkiej szkoły w Italii z grupą dwudziestu dzieci. Przydźwigały one wielki mozaikowy krzyż, wypracowany przez nie w czasie wakacji. Nauczyciel bowiem wyznaczył dzieciom jako zadanie wakacyjne odtworzenie w mozaice krzyża świętego Franciszka, przechowywanego w Asyżu. Miał to być znak ich miłości i czci dla bohaterskiej Warszawy. Nie bez trudu, dopiero po wielu latach zdołaliśmy ten krzyż przywieźć do Warszawy i przekazaliśmy go do waszej świątyni parafialnej.
Jakże nie wspomnieć dziś tego zdarzenia szczególnie wobec was, dzieci. Jeżeli uczniowie w Italii poświęcili wakacje, aby odtworzyć krzyż świętego Franciszka z Asyżu, krzyż złożony z małych kamyczków, to jakże Wy, małe dzieci, wezwane w rodzinie parafialnej do budowy świątyni z tych oto cegieł i materiałów budowlanych, nie macie naśladować dzieci włoskich. Kiedyś cała ta grupa ze swoim nauczycielem przyjechała do Warszawy. I wtedy w moim sercu zrodziło się bolesne uczucie: dzieci polskie nie mogłyby zrobić w szkole takiego krzyża. Nie byłoby to bowiem dozwolone.
CHRYSTUS – KAMIENIEM WĘGIELNYM WSZELKIEGO BUDOWANIA
Był po roku 1957 w naszej Ojczyźnie okres bolesny, gdy władze polityczne zastrzegły sobie wyłączne prawo zezwalania na budowę nowych świątyń, tak że władze administracji państwowej niczego nie mogły dokonać bez ich zgody. Ilekroć kapłani zwracali się o zezwolenie na budowę nowego kościoła, odpowiadano: decyzja ta nie zależy od władz administracyjnych, tylko od władz politycznych. Wiedzieliśmy, co to znaczy. Biskupi polscy w licznych listach i memoriałach do władz państwowych i politycznych zwracali uwagę na to, że byłoby naruszeniem praw wolności religii i wolności sumienia, gdyby w Stolicy naszej, w której z takim trudem i zapałem odbudowano prawie 70 zburzonych świątyń, nie można było budować nowych kościołów dla mieszkańców wielkich dzielnic, rozwijającego się i rosnącego miasta.
Jednakże na etapie minionych 20 niemal lat, do roku 1977, nie mogliśmy znaleźć klucza, którym zdołano by otworzyć zamknięte na wszystkie spusty drzwi zakazów. Toteż gdy wreszcie drzwi te zostały otwarte, gdy zrozumiano, że „daremną jest rzeczą wierzgać przeciwko ościeniowi”, daremną jest rzeczą uśmiercać Boga i stawać pomiędzy sumieniem obywateli i Bogiem, ten surowy zakaz zaczął powoli się rozluźniać. Dzisiaj dzięki Bogu, a także dzięki wysiłkom obecnego tutaj Najdostojniejszego Biskupa Jerzego Modzelewskiego, w naszej Stolicy niemal jednocześnie buduje się 14 świątyń, a na terenie archidiecezji – 35. Pan Bóg więc zwyciężył. Wierzymy, że zwycięstwo zawdzięczamy Tej, która „dana jest ku obronie naszego Narodu”, Maryi, Matce Chrystusowej.
Radujemy się dziś, że i wasza wspólnota parafialna, która od dawna już zabiegała o zezwolenie na budowę świątyni w tej rozległej, wielkiej dzielnicy mieszkaniowej, nareszcie osiągnęła swój cel. I tutaj przełamały się lody i przeszkody zostały pokonane. Pod kierunkiem duszpasterza, przy współpracy księży wikariuszów, przy wielkiej życzliwości duchowieństwa dekanatu i całej Stolicy, przy waszej ofiarnej, materialnej i duchowej pomocy – groszem, sercem i modlitwą, dłońmi i na kolanach – rozpoczęliście budowę świątyni, która wzrasta w szybkim tempie.
Patrząc na wasze budowanie można by jeszcze raz odwołać się do daru dzieci włoskich, które z kamyków ułożyły krzyż świętego Franciszka, przechowywany dzisiaj w waszej świątyni. Czytaliśmy przed chwilą, że Kamieniem węgielnym wszelkiego budowania jest Jezus Chrystus. On jest tym Kamieniem, który samoczynnie oderwał się od wysokie góry, spadł na dół, i stał się fundamentem, podstawą. Ten właśnie Kamień, który uporczywie odrzucali budujący. Odrzucali Go wszędzie: w wychowaniu młodego pokolenia, w szkołach podstawowych, a nawet przedszkolach. Odrzucali Go w życiu społecznym, publicznym i zawodowym. Odrzucali Go tak uporczywie, że na religię i Kościół patrzono jako na przejawy uwstecznienia. Odrzucali Go tak, że nie można było znaleźć w naszej Ojczyźnie prawdziwego pokoju dla Boga. Ukrył się On w waszych sercach i w świątyniach.
W tej sytuacji z pomocą przychodzi zawsze żywa wiara. Jest to przedziwny kamień wszelkiego budowania w Chrystusie. Żywa wiara całej naszej Ojczyzny, żywa wiara ludu Stolicy i Was, najmilsze Dzieci Boże, którzy odczuliście jako najboleśniejsze upokorzenie to, że nie mogliście budować własnej świątyni. Jest więc słuszną rzeczą, aby w tej chwili i Wam, Dzieci Boże, podziękować za wasze gorące, serdeczne modlitwy, jakimi nieustannie wspieraliście samą myśl podjęcia budowy świątyni. Wiara jest budowaniem z żywych i wybranych kamieni. Nie tylko małe dzieci włoskie, które z kamyczków układały mozaikę krzyża świętego Franciszka z Asyżu, pracowały nad „budowaniem” Kościoła, ale i wasza modlitwa w świątyni, dzieci Boże, wasze paciorki, wasza wierność i sumienna praca na katechizacją, pokonywanie dalekich odległości, aby przybyć na służbę Bożą – to wszystko jest budowaniem.
Kościół Chrystusowy nie jest tylko instytucją społeczną. Jest wprawdzie w swoim wymiarze i zakresie społecznością doskonałą, to znaczy posiada wszystkie czynniki składowe, niezbędne do wypełniania swojego zadania, ale ponad wszystko Kościół jest święty, uświęcający, przynoszący radość. Słusznie więc dzisiaj przypomniane zostało wołanie Chrystusa: „Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Ileż to razy w naszych staraniach o rozszerzenie społecznych praw Kościoła, odpowiadano nam: My wiemy, że Kościół w Polsce na przestrzeni dziesięciu wieków żadnej krzywdy Narodowi nie wyrządził. I w ostatnich czasach w odrodzonej Polsce też nie wyrządził nikomu zła. Tak, Kościół zawsze umacniał, pokrzepiał, pocieszał, jednoczył i uspokajał – od początku aż do ostatniej chwili. I chociaż trudno Wam było, ufaliśmy, że przede wszystkim na waszej żywej wierze – małe dzieci, młodzieży, matki i ojcowie, na waszej wierności w służbie Bożej, buduje się Kościół Chrystusowy w Ojczyźnie naszej.
Dlatego Kościół jest właściwie nie do przezwyciężenia. „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” – mówił Chrystus. I „daremną jest rzeczą wierzgać przeciwko ościeniowi”. Człowiek ma potrzebę łączności z Bogiem, szuka Boga i dąży do Niego, nie tylko w chwilach trudnych, ale w najrozmaitszych sytuacjach życiowych. Tak jak zresztą i Chrystus szuka człowieka. Nie tylko my do Niego idziemy, ale i On do nas wytrwale, cierpliwie, spokojnie dąży wszędzie, gdziekolwiek jesteśmy. Na pewno rozgościł się w sercach waszych, dzieci Boże rodziny parafialnej pod wezwaniem świętego Franciszka, bo Wy zostaliście porwani przykładem człowieka, który płonął miłością Chrystusa i odbudowywał zniszczone kościoły. Nazwany był „ogniem”, nazwany był „serafickim”, stanowi bowiem przykład najwspanialszej miłości, jaką człowiek przez łaskę Bożą może mieć ku Bogu.
Kiedyś rozmawiałem z pewnym bardzo zdecydowanym komunistą. Powiedział mi: O, gdyby wszyscy chrześcijanie byli tacy jak święty Franciszek, wtedy wszyscy uwierzylibyśmy w Chrystusa. Uśmiechnąłem się i powiedziałem: Cóż panu przeszkadza być takim jak święty Franciszek? Ale jeszcze wspanialszym wzorem, z którego czerpał i ten święty, jest Jezus Chrystus, który duszę swoją dał za braci. A przecież nie ma większej miłości nad tę, gdy kto życie swoje daje za innych ludzi.
PRZYZYWAJMY BOŻEJ POMOCY
Polaka przeżyła wiele męki, cierpień i ofiar, podjęła wiele wysiłków i poświęceń, odbudowując zburzoną Stolicę, miasta i całą Ojczyznę. Naród, który zdobył się na ten wielki wysiłek zasługuje na szacunek i uznanie, na zachowanie swoich praw; zasługuje na pełną wolność chrześcijańską dzieci Bożych, na spokojne współżycie na terenie darowanej nam jeszcze raz przez Boga, odrodzonej Ojczyzny, abyśmy w szlachetnym trudzie mogli wypełnić zadanie przypadające nam dziś.
Jeżeli nadal jest trudno, jeżeli powstają jedna po drugiej nowe udręki, jeśli ludzie raz po raz muszą upominać się o swoje prawa: o prawo do wolności zrzeszania się, o prawo do chleba i pracy, o prawo do religii i wychowania religijnego, dzieje się tak dlatego, że jeszcze nie wszyscy zrozumieli tę przedziwną prawdę, że „daremnie trudzą się ci, którzy budują dom, jeśli Pan go nie zbuduje”.
Przyzywajmy więc Bożej pomocy, aby po wszystkich trudach ludzie umieli garnąć się do Chrystusa i usłyszeli Jego wołanie: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 28 – 29).
Czyż to nie jest wymowne dla naszego Narodu katolickiego, że gdy pracownicy stoczni gdańskiej nie mogli już znaleźć języka innego, który by przekonywał ludzi, użyli bardzo ryzykownego, bolesnego i kosztownego argumentu, jakim był strajk, ale rozpoczęli go od Mszy Świętej. Pierwszą ich troską było uzyskanie od biskupa gdańskiego zezwolenia na Mszę Świętą. Posiadam dziesiątki fotografii, przedstawiających stoczniowców jak się modlą, spowiadają, przyjmują Komunię Świętą. Czuli, że do słusznej racji, którą posiadają, trzeba dołączyć modlitwę.
Gdy tutaj, w Stolicy, w hucie „Warszawa” wybuchł strajk popierający stoczniowców, także ich prośbą pierwszą było: przyślijcie nam kapłana, chcemy mieć Mszę Świętą. Lud Boży naszej Ojczyzny rozumie, co znaczą słowa: „bez Boga, ani do proga”, „Módl się i pracuj” – „Bez pracy nie ma kołaczy”. – „Jeśli Pan nie zbuduje domu, daremnie się trudzą ci, którzy go budują”.
Dlatego mając to wszystko na uwadze, w dniu 26 sierpnia na Jasnej Górze, w obliczu Matki Bożej, której tak zaufał Ojciec święty, wołałem: Dla przywrócenia rychłego pokoju w naszej Ojczyźnie trzeba zaniechać walki z Bogiem, trzeba przywrócić Bogu wolność i prawo do sumień i serc Polaków. Trzeba przyznać pełną wolność rodzinie, uznać prymat rodziny, a w rodzinie prymat życia i jego obrony, trzeba uznać ekonomię rodzinną i zadbać o zaspokojenie potrzeb rodziny. Trzeba przyznać Polakom prawo do zrzeszania się. I wreszcie – trzeba zabezpieczyć naszą suwerenność narodową, aby Polacy w swojej ojczyźnie czuli się naprawdę ludźmi wolnymi i bezpiecznymi.
Takie było wołanie waszego biskupa na wałach jasnogórskich. Nieraz to przypominam i powtarzam, gdyż jestem głęboko przekonany, że słuszne jest wezwanie Chrystusa: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”.
ODPOWIEDZCIE NA CHRYSTUSOWE WEZWANIE
Wiem, że budowa wasza wymaga jeszcze niemałego wysiłku, wiele trudu inżynierów, architektów, pracowników budowlanych, ale wszystkich Was, Najmilsi, mogę zapewnić, że budując dom Boży odczujecie sami prawdziwość słów Chrystusa: „jarzmo moje jest słodkie, a brzemię lekkie”. Dzisiaj dzięki technice budowlanej buduje się o wiele łatwiej i szybciej niż w dawnych czasach. Byłem małym chłopaczkiem, gdy w mojej rodzinnej wsi – w Zuzeli nad Bugiem – rozpoczęto budowę nowego kościoła. Na przeciwko była szkoła miejscowa, do której chodziłem na tak zwane „przesłuchy”, bo jeszcze nie miałem lat, aby mnie przyjęto do szkoły. Podczas przerwy między lekcjami wołano nas na plac budowy, abyśmy z dalekiej pryzmy nosili cegły pod rusztowania, skąd pracownicy przenosili wyżej, podsuwając pod dłonie murarzy. Nam nie wolno było jeszcze wchodzić na rusztowania. Ale pamiętam to budowanie, ten obraz zapadł mi w duszę.
Was, Dzieci Kochane, wzywamy dzisiaj do innego budowania, byście jako żywe i wybrane kamienie Pana naszego Jezusa Chrystusa, w sercach waszych budowali z łaski, miłości, modlitwy, pomagając i ułatwiając wychowanie wasze ojcu i mamie, nauczycielom i kapłanom. To jest budowanie, do którego jesteście zdolne.
Myślę zresztą, że dla nas wszystkich, także dla Was, Młodzieży i Rodzice, najbardziej doniosłe jest budowanie Kościoła Bożego w sercach. Bo wszyscy jesteśmy świątynią Ducha. Duch Boży mieszka w nas, ciała nasze są poświęcone Bogu. Jesteśmy wezwani, a więc nosimy i czcimy Boga w ciałach naszych. Łączymy to budowanie, które dokonuje się w naszych sercach – przez miłość, łaski, pokój, prawdę ewangeliczną i ducha sprawiedliwości – z budowaniem zewnętrznym. Pamiętajcie, aby to, co poszerzy – jak mówi liturgia – granice i wymiary zewnętrzne kościoła, przez waszą modlitwę, ofiarę i poświęcenie, było napełnione duchowymi darami Bożymi.
Kapłani, którzy budują na terenie Stolicy, mówią, że zgłaszają się do nich po swej pracy zawodowej rzemieślnicy i inżynierowie, technicy, sędziowie i adwokaci, a nawet oficerowie i proszą, aby im pozwolić przyczynić się fizyczną pracą do wznoszenia domu Bożego. Taka jest Warszawa. Niedawno byłem w Sulejówku, gdzie zacny kapłan wybudował już drugą w swoim życiu świątynię. Spotkałem tam gromadkę kilkunastoletnich dziewcząt, umazanych cementem. Pytam: Co robicie? – A, my też budujemy. – Cóż wy możecie robić? – Ksiądz nas nauczył zbrojenia różnych segmentów budowy. Proszę zobaczyć, jak to robimy, jak łamiemy druty i zalewamy cementem. – Ale jakie macie ręce? – A, potem myjemy. – Takich dziewcząt można spotkać wiele na budowach kościelnych na terenie Warszawy. One wiedzą, że do duchowego wysiłku modlitwy i ofiary trzeba dodać jeszcze wysiłek fizyczny, jak gdyby dla sprawdzenia Chrystusowego wezwania: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.
Wypowiadam głęboką radość i wdzięczność wobec waszego Księdza Proboszcza, że podjął ten wielki trud i nareszcie budowa ruszyła. Umiał zorganizować tok pracy i wezwać do pomocy wielu z Was, Dzieci Boże. Wielu też znam, bo od dawna przychodziliście do mnie, prosząc i pytając, co robić, aby budowa mogła ruszyć. Dobry Bóg pozwolił przełamać wszystkie trudności. Dziś więc Tobie, Drogi Księże Proboszczu, Wam, młodzi wikariusze, dla których ta budowa będzie doskonałym przykładem i szkołą, wam wszystkim, dzieci Boże – wypowiadam wyrazy braterskiej radości i wdzięczności, że podjęliście ten trud i na pewno go do skutku doprowadzicie, albowiem jarzmo Boże jest słodkie, a brzemię lekkie.
Czymże zakończę? Chyba tym, od czego zaczął Chrystus: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je maluczkim. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”.
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z duchem waszym, bracia i siostry. Amen.