ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO NA V ŚWIATOWY DZIEŃ UBOGICH

ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO
NA V ŚWIATOWY DZIEŃ UBOGICH

14 listo­pa­da 2021, XXXIII Nie­dzie­la okre­su zwykłego

Ubo­gich zawsze macie u sie­bie” (Mk 14, 7)

 

1. «Ubo­gich zawsze macie u sie­bie» (Mk 14, 7). Jezus wypo­wie­dział te sło­wa na kil­ka dni przed świę­tem Pas­chy, będąc na obie­dzie w Beta­nii, w domu pew­ne­go Szy­mo­na, zwa­ne­go „Trę­do­wa­tym”.
Jak opo­wia­da ewan­ge­li­sta, pew­na kobie­ta weszła, trzy­ma­jąc ala­ba­stro­wy fla­ko­nik pełen bar­dzo cen­ne­go olej­ku, któ­ry następ­nie wyla­ła na gło­wę Jezu­sa. Gest ten wzbu­dził wiel­kie zdu­mie­nie i dał począ­tek dwóm róż­nym reakcjom.

Pierw­szą jest obu­rze­nie wśród nie­któ­rych obec­nych, wli­cza­jąc w to uczniów, któ­rzy, bio­rąc pod uwa­gę cenę olej­ku – oko­ło 300 dena­rów, czy­li rów­no­war­tość rocz­nej zapła­ty jed­ne­go pra­cow­ni­ka – myślą,
że było­by lepiej go sprze­dać i oddać zaro­bio­ne w ten spo­sób pie­nią­dze dla ubo­gich. Według Ewan­ge­lii świę­te­go Jana, Judasz sta­je się wyra­zi­cie­lem tego zda­nia: «Cze­mu to nie sprze­da­no tego olej­ku za trzy­sta dena­rów i nie roz­da­no ich ubo­gim?». Ewan­ge­li­sta odno­to­wu­je: «Powie­dział zaś to nie dla­te­go, jako­by dbał o bied­nych, ale ponie­waż był zło­dzie­jem, i mając trzos wykra­dał to, co skła­da­no» (12, 5 – 6). To nie przy­pa­dek, że ta cięż­ka kry­ty­ka wycho­dzi z ust zdraj­cy: jest to dowód na to, że ci, któ­rzy nie zauwa­ża­ją ubo­gich, zdra­dza­ją naucza­nie Jezu­sa i nie mogą być Jego ucznia­mi. Pamię­ta­my, w odnie­sie­niu do tej sytu­acji, o moc­nych sło­wach Ory­ge­ne­sa: «Judasz wyda­wał się trosz­czyć o ubo­gich […]. Jeśli teraz jest jesz­cze ktoś, kto ma sakiew­kę Kościo­ła i jak Judasz wypo­wia­da się w imie­niu ubo­gich, ale potem bie­rze dla sie­bie to, co tam wkła­da­ją, niech ma swój udział razem z Juda­szem» (
Komen­tarz do Ewan­ge­lii Mate­usza, 11, 9).

Dru­ga reak­cja pocho­dzi od same­go Jezu­sa i pozwa­la na zro­zu­mie­nie głę­bo­kie­go sen­su gestu, któ­ry wyko­na­ła kobie­ta. Mówi On: «Zostaw­cie ją; cze­mu spra­wia­cie jej przy­krość? Dobry uczy­nek speł­ni­ła wzglę­dem Mnie» (Mk 14, 6). Jezus wie, że Jego śmierć jest bli­ska i dostrze­ga w tym geście uprze­dza­ją­ce namasz­cze­nie swo­je­go mar­twe­go cia­ła, przed zło­że­niem w gro­bie. Wizja ta prze­kra­cza wszel­kie ocze­ki­wa­nia współ­bie­siad­ni­ków. Jezus przy­po­mi­na im, że pierw­szym bied­nym jest On sam, naj­bied­niej­szy z bied­nych, ponie­waż repre­zen­tu­je ich wszyst­kich. Syn Boży akcep­tu­je gest tej­że kobie­ty rów­nież w imie­niu ubo­gich, samot­nych, osób z mar­gi­ne­su oraz dys­kry­mi­no­wa­nych. Ona natomiast,
w swo­jej kobie­cej wraż­li­wo­ści, oka­zu­je się być jedy­ną, któ­ra poj­mu­je stan duszy Pana. Ano­ni­mo­wa kobie­ta, być może przez to prze­zna­czo­na, by repre­zen­to­wać cały świat kobie­cy, któ­ry na prze­strze­ni wie­ków nie będzie miał gło­su i dozna prze­mo­cy, roz­po­czy­na zna­czą­cą obec­ność kobiet, któ­re bio­rą udział w szczy­to­wym momen­cie życia Chry­stu­sa: w ukrzy­żo­wa­niu, śmier­ci oraz w pogrzebie,
a następ­nie w uka­za­niu się świa­tu Zmar­twych­wsta­łe­go. Kobie­ty, tak czę­sto dys­kry­mi­no­wa­ne, trzy­ma­ne z dale­ka od miejsc odpo­wie­dzial­nych, na kar­tach Ewan­ge­lii są nato­miast boha­ter­ka­mi histo­rii obja­wie­nia. Jak­że wymow­ne są koń­co­we sło­wa Jezu­sa, któ­re łączą tę kobie­tę z wiel­ką misją ewan­ge­li­za­cyj­ną: «Zapraw­dę, powia­dam wam: Gdzie­kol­wiek po całym świe­cie gło­sić będą tę Ewan­ge­lię, będą rów­nież opo­wia­dać na jej pamiąt­kę to, co uczy­ni­ła» (
Mk 14, 9). 

2. Ta sil­na „empa­tia” pomię­dzy Jezu­sem a kobie­tą oraz spo­sób, w jaki inter­pre­tu­je On jej namasz­cze­nie, w sprzecz­no­ści z reak­cją obu­rze­nia Juda­sza i innych, otwie­ra­ją dro­gę owoc­nej reflek­sji na temat nie­ro­ze­rwal­ne­go połą­cze­nia pomię­dzy Jezu­sem, bied­ny­mi i gło­sze­niem Ewangelii.

Obli­cze Boga, któ­re On obja­wia, jest bowiem obli­czem Ojca bied­nych, bli­skie­go bied­nym. Całe dzie­ło Jezu­sa potwier­dza, iż ubó­stwo nie jest owo­cem nie­szczę­ścia, ale kon­kret­nym zna­kiem Jego obec­no­ści pośród nas. Nie odnaj­du­je­my Go tam, gdzie chce­my i wte­dy, kie­dy chce­my, ale roz­po­zna­je­my Go
w życiu ubo­gich, w ich cier­pie­niu i wzgar­dze­niu, w nie­ludz­kich cza­sem warun­kach, w któ­rych zmu­sze­ni są żyć. Nie prze­sta­ję powta­rzać, że ubo­dzy są praw­dzi­wy­mi ewan­ge­li­za­to­ra­mi, ponie­waż pierw­si zosta­li zewan­ge­li­zo­wa­ni i powo­ła­ni do udzia­łu w bło­go­sła­wień­stwie Pana i Jego Kró­le­stwa (por. 
Mt 5, 3).

Ubo­dzy, żyją­cy w roz­ma­itych warun­kach i na wszyst­kich sze­ro­ko­ściach geo­gra­ficz­nych  ewan­ge­li­zu­ją nas, ponie­waż pozwa­la­ją nam odkryć, w spo­sób zawsze nowy, naj­bar­dziej natu­ral­ne rysy twa­rzy Ojca. «Oni mogą nas wie­le nauczyć. Oprócz uczest­nic­twa w sen­sus fidei, przez wła­sne cier­pie­nia zna­ją Chry­stu­sa cier­pią­ce­go. Jest rze­czą koniecz­ną, aby­śmy wszy­scy pozwo­li­li się przez nich ewan­ge­li­zo­wać. Nowa ewan­ge­li­za­cja jest zapro­sze­niem do uzna­nia zbaw­czej mocy ich egzy­sten­cji i do posta­wie­nia jej w cen­trum dro­gi Kościo­ła. Jeste­śmy wezwa­ni do odkry­cia w nich Chry­stu­sa, do uży­cze­nia im nasze­go gło­su w ich spra­wach, ale tak­że do bycia ich przy­ja­ciół­mi, słu­cha­nia ich, zro­zu­mie­nia ich i przy­ję­cia tajem­ni­czej mądro­ści, któ­rą Bóg chce nam prze­ka­zać przez nich. Nasze zaan­ga­żo­wa­nie nie pole­ga wyłącz­nie na dzia­ła­niach albo na pro­gra­mach pro­mo­cji i opie­ki. To, co poru­sza Duch, nie jest nad­mia­rem akty­wi­zmu, ale przede wszyst­kim uwa­gą skie­ro­wa­ną na dru­gie­go czło­wie­ka, uzna­niem go za jed­no z samym sobą. Ta peł­na miło­ści uwa­ga jest począt­kiem praw­dzi­we­go zatro­ska­nia o jego oso­bę i poczy­na­jąc od niej, pra­gnę szu­kać sku­tecz­nie jego dobra» (Adhort. apost. Evan­ge­lii gau­dium,
198 – 199).

3. Jezus nie tyl­ko sta­je po stro­nie ubo­gich, ale rów­nież dzie­li z nimi ten sam los. To jest sil­ne prze­sła­nie rów­nież dla Jego uczniów po wszyst­kie cza­sy. Sło­wa Jezu­sa „ubo­gich zawsze macie u sie­bie” wska­zu­ją rów­nież na to: ich obec­ność wśród nas jest cią­gła, ale nie może dopro­wa­dzić do przyzwyczajenia,
któ­re sta­je się obo­jęt­no­ścią, lecz powin­na zaan­ga­żo­wać nas do bez­wa­run­ko­we­go dzie­le­nia się życiem. Bied­ni nie są oso­ba­mi „zewnętrz­ny­mi” dla wspól­no­ty, ale są brać­mi i sio­stra­mi, z któ­ry­mi dzie­li się cier­pie­nie po to, by przy­nieść ulgę w ich cięż­kiej sytu­acji oraz ich mar­gi­na­li­za­cji, aże­by zosta­ła im przy­wró­co­na utra­co­na god­ność, a tak­że po to, by zabez­pie­czyć im koniecz­ne włą­cze­nie społeczne.
Z dru­giej stro­ny wia­do­mym jest, iż poje­dyn­czy gest dobro­czyn­no­ści zakła­da ist­nie­nie daw­cy oraz odbior­cy, pod­czas gdy dzie­le­nie się życiem rodzi bra­ter­stwo. Jał­muż­na jest oka­zjo­nal­na, nato­miast współ­udział jest czymś trwa­łym. Jał­muż­na nie­sie ze sobą ryzy­ko gra­ty­fi­ka­cji dla tego, kto jej udzie­la; współ­udział nato­miast wzmac­nia soli­dar­ność oraz daje pod­sta­wy koniecz­ne do osią­gnię­cia spra­wie­dli­wo­ści. Wie­rzą­cy zatem, kie­dy chcą zoba­czyć oso­bę Jezu­sa i dotknąć Go swo­ją ręką, wie­dzą gdzie się zwró­cić: ubo­dzy są sakra­men­tem Chry­stu­sa, repre­zen­tu­ją Jego oso­bę oraz odsy­ła­ją do Niego.

Mamy wie­le przy­kła­dów świę­tych, któ­rzy dzie­li­li z bied­ny­mi swój pro­jekt życia. Przy­cho­dzi mi na myśl mię­dzy inny­mi ojciec Damian de Veu­ster, świę­ty apo­stoł trę­do­wa­tych. Z wiel­ką szczo­dro­ścią odpo­wie­dział on na wezwa­nie, aby udać się na wyspę Molo­kai, któ­ra była get­tem dostęp­nym jedy­nie dla trę­do­wa­tych, aby tam żyć i umrzeć z nimi. Zaka­sał ręka­wy i zro­bił wszyst­ko, aby uczy­nić życie tych bied­nych cho­rych i zmar­gi­na­li­zo­wa­nych, znisz­czo­nych w stop­niu eks­tre­mal­nym, god­nym tego,
by je prze­żyć. Stał się leka­rzem i pie­lę­gnia­rzem, nie zwa­ża­jąc na ryzy­ko, na któ­re się wysta­wiał i w tej „kolo­nii śmier­ci”, jak była nazy­wa­na ta wyspa, niósł świa­tło miło­ści. Trąd ude­rzył rów­nież w nie­go, ewi­dent­ny znak total­ne­go współ­udzia­łu z brać­mi i sio­stra­mi, dla któ­rych oddał życie. Jego świa­dec­two jest bar­dzo aktu­al­ne rów­nież w naszych cza­sach, nazna­czo­nych pan­de­mią koro­na­wi­ru­sa: łaska Boża dzia­ła z pew­no­ścią w ser­cach wie­lu, któ­rzy nie wysta­wia­jąc się na widok, odda­ją się naj­bied­niej­szym, bio­rąc kon­kret­ny udział w ich życiu.

4. Potrze­bu­je­my zatem z peł­nym prze­ko­na­niem przy­jąć zapro­sze­nie Pana: «nawróć­cie się i wierzcie
w Ewan­ge­lię» (
Mk 1, 15). To nawró­ce­nie pole­ga przede wszyst­kim na otwar­ciu nasze­go serca
i roz­po­zna­niu wie­lo­ra­kich prze­ja­wów ubó­stwa oraz na uka­zy­wa­niu Kró­le­stwa Boże­go poprzez styl życia zgod­ny z wia­rą, któ­rą wyzna­je­my. Czę­sto ubo­dzy uwa­ża­ni są za oso­by oddzie­lo­ne, jako kate­go­ria, któ­ra potrze­bu­je jakiejś szcze­gól­nej posłu­gi cha­ry­ta­tyw­nej. Naśla­do­wa­nie Jezu­sa wyma­ga w tym przy­pad­ku zmia­ny w men­tal­no­ści, to zna­czy przy­ję­cia wyzwa­nia, jakim jest udział i dzie­le­nie się życiem. Sta­wa­nie się Jego ucznia­mi ozna­cza decy­zję na nie gro­ma­dze­nie skar­bów na zie­mi, któ­re dają ilu­zję bez­pie­czeń­stwa w deli­kat­nej i ulot­nej rze­czy­wi­sto­ści. Prze­ciw­nie, doma­ga się dys­po­zy­cyj­no­ści do uwol­nie­nia się od każ­dych wię­zów, któ­re nie pozwa­la­ją na osią­gnię­cie praw­dzi­wej szczęśliwości
i bło­go­sła­wień­stwa, aby roz­po­znać to, co jest trwa­łe i nie może być znisz­czo­ne przez nic i przez niko­go (por. 
Mt 6, 19 – 20).

Naucza­nie Jezu­sa rów­nież w tym przy­pad­ku idzie pod prąd, ponie­waż obie­cu­je to, co tyl­ko oczy wia­ry mogą zoba­czyć i doświad­czyć z abso­lut­ną pew­no­ścią: «I każ­dy, kto dla mego imie­nia opu­ści dom, bra­ci lub sio­stry, ojca lub mat­kę, dzie­ci lub pole, sto­kroć tyle otrzy­ma i życie wiecz­ne odziedziczy»
(
Mt 19, 29). Jeśli nie wybie­ra­my dro­gi sta­wa­nia się ubo­gi­mi wobec ulot­nych bogactw, wła­dzy świa­to­wej i próż­nej chwa­ły, to nigdy nie będzie­my w sta­nie ofia­ro­wać życia z miło­ści; będzie­my żyli egzy­sten­cją frag­men­ta­rycz­ną, peł­ną dobrych inten­cji, ale nie­sku­tecz­ną w prze­mie­nia­niu świa­ta. Mówi­my tu zatem o zde­cy­do­wa­nym otwar­ciu się na łaskę Chry­stu­sa, któ­ry może uczy­nić nas świad­ka­mi swo­jej miło­ści bez gra­nic i przy­wró­cić wia­ry­god­ność naszej obec­no­ści w świecie.

5. Ewan­ge­lia Chry­stu­sa przy­na­gla nas do zwró­ce­nia szcze­gól­nej uwa­gi na ubo­gich i doma­ga się roz­po­zna­nia wie­lo­ra­kich, cią­gle zbyt wie­lu, form nie­po­rząd­ku moral­ne­go i spo­łecz­ne­go, któ­re zawsze rodzą nowe for­my ubó­stwa. Wyda­je się, że zysku­je coraz więk­szy poklask kon­cep­cja, według któ­rej ubo­dzy nie tyl­ko są win­ni swo­je­mu ubó­stwu, ale też sta­no­wią cię­żar nie do znie­sie­nia dla sys­te­mu eko­no­micz­ne­go, któ­ry kła­dzie w cen­trum zain­te­re­so­wań nie­licz­ne kate­go­rie osób uprzy­wi­le­jo­wa­nych. Rynek, któ­ry igno­ru­je lub też trak­tu­je wybiór­czo zasa­dy etycz­ne, stwa­rza nie­ludz­kie warunki,
któ­re wpły­wa­ją nega­tyw­nie na oso­by już żyją­ce w cięż­kich warun­kach. W ten spo­sób sta­je­my się świad­ka­mi two­rze­nia się coraz to nowych puła­pek bie­dy i wyklu­cze­nia, gene­ro­wa­nych przez dzia­ła­czy eko­no­micz­nych oraz finan­so­wych pozba­wio­nych skru­pu­łów, pozba­wio­nych zmy­słu humanitarnego
i odpo­wie­dzial­no­ści społecznej.

W ubie­głym roku dołą­czy­ła do tego wszyst­kie­go nowa pla­ga, któ­ra jesz­cze zwie­lo­krot­ni­ła ilość ubo­gich: pan­de­mia. Nadal puka ona do drzwi milio­nów osób, a nawet jeśli nie przy­no­si ze sobą cierpienia
i śmier­ci, to nie­sie ze sobą ubó­stwo. Zwięk­szy­ła się nie­zmier­nie licz­ba ubo­gich i, nie­ste­ty, będzie ich jesz­cze wię­cej w naj­bliż­szych mie­sią­cach. Nie­któ­re kra­je pono­szą z powo­du pan­de­mii bar­dzo cięż­kie kon­se­kwen­cje, do tego stop­nia, że oso­by naj­słab­sze zosta­ją pozba­wio­ne pod­sta­wo­wych środków
do życia. Dłu­gie kolej­ki przed jadło­daj­nia­mi dla ubo­gich są nama­cal­nym zna­kiem tego pogor­sze­nia się sytu­acji. Uważ­ne wej­rze­nie doma­ga się tego, by zna­leźć odpo­wied­niej­sze roz­wią­za­nia do zwal­cze­nia wiru­sa na pozio­mie świa­to­wym, bez dąże­nia do reali­za­cji jakichś par­ty­ku­lar­nych interesów.
W szcze­gól­no­ści pil­ne jest, by dać kon­kret­ną odpo­wiedź tym, któ­rzy cier­pią z powo­du bez­ro­bo­cia, doty­ka­ją­ce­go w spo­sób dra­ma­tycz­ny wie­lu ojców rodzin, wie­le kobiet oraz oso­by mło­de. Soli­dar­ność spo­łecz­na i szczo­drość, do któ­rej dzię­ki Bogu wie­lu jest zdol­nych, w połą­cze­niu z dale­ko­wzrocz­ny­mi pro­jek­ta­mi nasta­wio­ny­mi na pro­mo­cję czło­wie­ka, sta­no­wią i będą sta­no­wić bar­dzo waż­ny wkład na tej płaszczyźnie.

6. Pozo­sta­je jed­na­ko­woż otwar­te pyta­nie, któ­re w żaden spo­sób nie jest oczy­wi­ste: jak jest moż­li­we dać nama­cal­ną odpo­wiedź milio­nom ubo­gich, któ­rzy czę­sto spo­ty­ka­ją się tyl­ko z obo­jęt­no­ścią, jeśli nie
z nie­chę­cią? Jaką dro­gę spra­wie­dli­wo­ści trze­ba prze­mie­rzyć, aże­by nie­rów­no­ści spo­łecz­ne mogły zostać prze­zwy­cię­żo­ne i aby moż­na było przy­wró­cić jak­że czę­sto zdep­ta­ną god­ność ludz­ką? Indy­wi­du­ali­stycz­ny styl życia jest „wspól­ni­kiem” w gene­ro­wa­niu ubó­stwa i czę­sto zrzu­ca na bied­nych całą odpo­wie­dzial­ność za ich sytu­ację. Ale ubó­stwo nie jest owo­cem śle­pe­go losu, lecz kon­se­kwen­cją ego­izmu. Dla­te­go też decy­du­ją­cym jest oży­wie­nie 
pro­ce­sów roz­wo­ju, któ­re dowar­to­ścio­wu­ją zdol­no­ści wszyst­kich, aby kom­ple­men­tar­ność kom­pe­ten­cji oraz róż­no­rod­ność ról pro­wa­dzi­ły do odkry­cia zaso­bów współ­uczest­ni­cze­nia. Wie­le jest ubó­stwa „boga­tych”, któ­re mogło­by być ule­czo­ne przez bogac­two „bied­nych”, jeśli tyl­ko mogli­by się oni razem spo­tkać i poznać! Nikt nie jest tak bied­ny, żeby nie mógł dać cze­goś od sie­bie dru­gie­mu i otrzy­mać coś od nie­go z wza­jem­no­ścią. Bied­ni nie mogą być tyl­ko tymi, któ­rzy otrzy­mu­ją; muszą zna­leźć się w sytu­acji takiej, aby mogli coś dać, ponie­waż oni dosko­na­le wie­dzą, jak się zre­wan­żo­wać. Ile przy­kła­dów współ­uczest­ni­cze­nia mamy tuż przed ocza­mi! Ubo­dzy czę­sto uczą nas soli­dar­no­ści i dzie­le­nia się. To praw­da, są oso­ba­mi któ­rym cze­goś bra­ku­je, czę­sto bra­ku­je im wie­le, a nawet tego, co koniecz­ne, ale nie bra­ku­je im wszyst­kie­go, ponie­waż zacho­wu­ją god­ność dzie­ci Bożych, któ­rej nikt i nic nie może im odebrać.

7. Z tego powo­du przyj­mu­je się inne podej­ście do ubó­stwa. To wyzwa­nie, któ­re rzą­dy oraz insty­tu­cje świa­to­we powin­ny przy­jąć, razem z dale­ko­wzrocz­nym mode­lem socjal­nym, zdol­nym do wyj­ścia naprze­ciw tym nowym for­mom ubó­stwa, któ­re poja­wia­ją się w świe­cie, i któ­re nazna­czą w spo­sób zde­cy­do­wa­ny naj­bliż­sze deka­dy. Jeśli ubo­dzy są zmar­gi­na­li­zo­wa­ni tak, jak­by sami byli win­ni sytu­acji, w jakiej się zna­leź­li, to rów­nież sama kon­cep­cja demo­kra­cji znaj­du­je się w kry­zy­sie i każ­da poli­ty­ka socjal­na ska­za­na jest na upa­dek. Z wiel­ką poko­rą powin­ni­śmy wyznać, że przed ubo­gi­mi jeste­śmy czę­sto nie­kom­pe­tent­ni. Mówi się o nich w spo­sób abs­trak­cyj­ny, zatrzy­mu­jąc się na statystykach,
i usi­łu­je wzru­szać jakimś fil­mem doku­men­tal­nym. Ubó­stwo jed­nak powin­no prowokować
do kre­atyw­nych pro­jek­tów, któ­re pozwo­lą na zwięk­sze­nie efek­tyw­nej wol­no­ści, aby ubo­dzy mogli reali­zo­wać swo­je życie za pośred­nic­twem wła­snych, oso­bo­wych zdol­no­ści. Ilu­zją, od któ­rej trze­ba trzy­mać się z dale­ka, jest myśle­nie, że wol­ność jest dostęp­na i powięk­sza się dzię­ki posia­da­niu pie­nię­dzy. Sku­tecz­na służ­ba ubo­gim pro­wo­ku­je do dzia­ła­nia i pozwa­la zna­leźć coraz bar­dziej odpo­wied­nie for­my pod­no­sze­nia i pro­mo­cji tej czę­ści ludz­ko­ści, nazbyt czę­sto anonimowej
i pozba­wio­nej gło­su, któ­ra jed­nak ma w sobie odci­śnię­te obli­cze Zba­wi­cie­la pro­szą­ce­go o pomoc.

8. «Ubo­gich zawsze macie u sie­bie» (Mk 14, 7). Jest to zapro­sze­nie, aby nigdy nie stra­cić z oczu daro­wa­nej oka­zji do czy­nie­nia dobra. W tle może­my dostrzec sta­ro­daw­ne przy­ka­za­nie biblij­ne: «Jeśli będzie u cie­bie ubo­gi któ­ryś z twych bra­ci, w jed­nym z two­ich miast, w kra­ju, któ­ry ci daje Pan, Bóg twój, nie oka­żesz twar­de­go ser­ca wobec nie­go ani nie zamkniesz swej ręki przed ubo­gim swym bra­tem, lecz otwo­rzysz mu swą rękę i szczo­drze mu udzie­lisz pożycz­ki, ile mu będzie potrze­ba. […] Chęt­nie mu udziel, niech ser­ce twe nie bole­je, że dajesz. Za to będzie ci Pan, Bóg twój, bło­go­sła­wił w każ­dej czyn­no­ści i w każ­dej pra­cy twej ręki. Ubo­gie­go bowiem nie zabrak­nie w tym kra­ju» (Pwt 15, 7 – 8.10 – 11). W te sło­wa wpi­su­je się rów­nież Apo­stoł Paweł, kie­dy zachę­ca chrze­ści­jan nale­żą­cych do wspól­not przez nie­go zało­żo­nych, aby poma­ga­li ubo­gim z pierw­szej wspól­no­ty w Jero­zo­li­mie i by czy­ni­li to «nie żału­jąc i nie czu­jąc się przy­mu­szo­nym, albo­wiem rado­sne­go daw­cę miłu­je Bóg» (2 Kor 9, 7). Nie cho­dzi o to, by uspo­ko­ić sumie­nie poprzez danie jakiejś jał­muż­ny, ale raczej o prze­ciw­sta­wie­nie się kul­tu­rze obo­jęt­no­ści i nie­spra­wie­dli­wo­ści, któ­rą czę­sto prak­ty­ku­je się w sto­sun­ku do ubogich.

W tym kon­tek­ście dobrze jest pamię­tać o sło­wach św. Jana Chry­zo­sto­ma: «Ci, któ­rzy są hoj­ni, nie mogą doma­gać się od bie­da­ka roz­li­cze­nia z jego postę­po­wa­nia, a jedy­nie powin­ni popra­wić jego sytu­ację oraz zaspo­ko­ić potrze­bę. Bied­ni mają tyl­ko jed­ną obro­nę: swo­je ubó­stwo i stan potrze­by, w jakim się znaj­du­ją. Nie pytaj go o nic inne­go; ale nawet gdy­by był naj­bar­dziej złym czło­wie­kiem na świe­cie, jeśli bra­ku­je mu nie­zbęd­ne­go poży­wie­nia, uwol­nij­my go od gło­du. […] Miło­sier­ny czło­wiek jest portem
dla potrze­bu­ją­cych: port przyj­mu­je i uwal­nia od nie­bez­pie­czeń­stwa wszyst­kich roz­bit­ków; bez wzglę­du na to, czy są to źli ludzie, czy dobrzy, czy jacy­kol­wiek inni, któ­rzy są w nie­bez­pie­czeń­stwie, port chro­ni ich w swo­jej zato­ce. Dla­te­go też wy rów­nież, kie­dy zoba­czy­cie czło­wie­ka na zie­mi, któ­ry znaj­du­je się w ubó­stwie jak roz­bi­tek na morzu, nie osą­dzaj­cie, nie pro­ście o rachu­nek z jego postępowania,
ale uwol­nij­cie go od nie­szczę­ścia» (
Mowa o ubo­gim Łaza­rzu, II, 5).

9. Decy­du­ją­ce jest, aby wzro­sła wraż­li­wość ludzi tak, by poję­li potrze­by ubo­gich, któ­re cią­gle się zmie­nia­ją, w zależ­no­ści od zmian zacho­dzą­cych w ich warun­kach życio­wych. Dziś bowiem
w naj­bar­dziej roz­wi­nię­tych eko­no­micz­nie regio­nach świa­ta jest mniej­sza goto­wość, w porównaniu
do prze­szło­ści, na skon­fron­to­wa­nie się z ubó­stwem. Stan rela­tyw­ne­go dobro­by­tu, do któ­re­go się przy­zwy­cza­jo­no, czy­ni trud­niej­szym zaak­cep­to­wa­nie wyrze­czeń i ofiar. Jest się goto­wym na wszyst­ko, byle tyl­ko nie być pozba­wio­nym tego, co jest owo­cem łatwe­go zysku. W ten spo­sób wpa­da się w róż­ne for­my pre­ten­sji, spa­zma­tycz­nej ner­wo­wo­ści, żądań któ­re pro­wa­dzą do stra­chu i do niepokoju,
a w nie­któ­rych przy­pad­kach do prze­mo­cy. To nie jest kry­te­rium, na któ­rym moż­na kon­stru­ować przy­szłość; co wię­cej, są to rów­nież for­my bóstwa, od któ­rych nie może­my odwra­cać wzro­ku. Musi­my być otwar­ci na odczy­ty­wa­nie zna­ków cza­su, któ­re wska­zu­ją na nowe spo­so­by bycia ewan­ge­li­za­to­ra­mi w świe­cie współ­cze­snym. Natych­mia­sto­we towa­rzy­sze­nie, któ­re wycho­dzi naprze­ciw bie­żą­cym potrze­bom ubo­gich, nie może prze­szka­dzać dale­ko­wzrocz­no­ści, aby wpro­wa­dzać w czyn nowe zna­ki miło­ści i chrze­ści­jań­skiej cari­tas, w odpo­wie­dzi na nowe for­my ubó­stwa, któ­rych doświad­cza dziś ludzkość.

Chciał­bym, aby Świa­to­wy Dzień Ubo­gich, któ­ry cele­bru­je­my już po raz pią­ty, mógł zako­rze­nić się jesz­cze bar­dziej w naszych Kościo­ła lokal­nych i otwo­rzyć się na ruch ewan­ge­li­za­cyj­ny, któ­ry spo­tkał­by w pierw­szym rzę­dzie ubo­gich tam, gdzie oni się znaj­du­ją. Nie może­my cze­kać, aż zapu­ka­ją do naszych drzwi. Pil­nie potrze­ba, aby­śmy dotar­li do nich w ich wła­snych domach, w szpi­ta­lach i w domach opie­ki, na uli­cach i w ciem­nych zauł­kach, gdzie cza­sem się cho­wa­ją, w schro­ni­skach i w cen­trach przy­jęć… Waż­ne jest, by zro­zu­mieć, jak się czu­ją, cze­go doświad­cza­ją, jakie pra­gnie­nia mają w ser­cu. Przyj­mij­my za wła­sne przej­mu­ją­ce sło­wa księ­dza Pri­mo Matz­zo­la­rie­go: «Chciał­bym was pro­sić, żeby­ście nie pyta­li mnie, czy są bied­ni ludzie, kim są i ilu ich jest, bo oba­wiam się, że takie pyta­nia sta­no­wią roz­pro­sze­nie lub pre­tekst do uni­ka­nia dokład­ne­go wska­za­nia sumie­nia i ser­ca. […] Nigdy nie liczy­łem ubo­gich, ponie­waż nie moż­na ich zli­czyć: ubo­gich się przy­tu­la, a nie liczy» („Ades­so” nr 7, 15 kwiet­nia 1949 r.). Bied­ni są wśród nas. Jak­że było­by to ewan­ge­licz­ne, jeśli mogli­by­śmy powie­dzieć z całą praw­dą: rów­nież my jeste­śmy bied­ni, ponie­waż tyl­ko w ten spo­sób będzie­my mogli roz­po­znać ich realnie
i spra­wić, że sta­ną się czę­ścią nasze­go życia oraz narzę­dziem zbawienia. 

Rzym, u Św. Jana na Late­ra­nie, 13 czerw­ca 2021, we wspo­mnie­nie św. Anto­nie­go z Padwy

 

FRANCISZEK